Spór USA z Chinami zdominuje globalną politykę
Ryzyka i Trendy 2020 Relacja 2020-02-04Relacja
Brexit nie zaburzył jedności Unii. Marek Świerczyński, moderator panelu „Przyzwyczajając się do niestabilności”, otworzył dyskusję pytaniem o niestabilność wynikającą z opuszczenia Unii przez Zjednoczone Królestwo. Europosłanka i była komisarz europejska Danuta Hübner podkreśliła, że mimo zapowiedzi eurosceptyków żadne europejskie państwo nie chce pójść w ślady Brytyjczyków. Jednak brexit pozostaje źródłem niepewności i temat nie zniknie w najbliższych latach. Aby to zrównoważyć, konieczne będzie zbudowanie bliskich więzi z Londynem po brexicie. Dla Tony’ego Barbera z „Financial Times” brexit to kolejny przykład podważania globalnego porządku przez nacjonalizm. To zagrożenie dla Unii, która potrzebuje multilateralnego porządku, aby utrzymywać stabilność i prosperować.
Chiny nie są gotowe na niestabilność. Alicia Garcia Herrero, senior fellow w brukselskim think tanku Bruegel, przytoczyła z kolei reakcję Chin na decyzję Zjednoczonego Królestwa o opuszczeniu Unii, które krok ten przyjęły ze zdziwieniem - dobrowolne podjęcie takiego ryzyka jest nie do pomyślenia w chińskiej kulturze politycznej. Dążenie do stabilności za wszelką cenę może się jednak zemścić na Pekinie, zmniejsza bowiem gotowość systemu na losowe zdarzenia, czego ostatnim przykładem jest epidemia koronawirusa. Jak dowodziła Garcia Herrero, Chiny - i szerzej Azja - w ostatnim czasie zmagają się z szeregiem problemów, od wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi przez problemy z realizacją inicjatywy Pasa i Szlaku po protesty w Hongkongu.
Stany nie rezygnują z konfrontacji z Chinami. Według Sudhy David-Wilp, zastępczyni dyrektora biura German Marshall Fund w Berlinie, w Stanach Zjednoczonych panuje ponadpartyjny konsens, że Chiny są systemowym rywalem USA. Dla Barbera przeświadczenie, że Chiny nie grają według ustalonych reguł, jest jednym z głównych powodów, dla których USA atakują multilateralizm. To stanowisko nie znajduje poparcia w Unii, która z jednej strony potrzebuje wsparcia Stanów w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa, a z drugiej nie chce ryzykować swoich gospodarczych interesów z Chinami. Garcia Herrero zauważyła z kolei, że mimo często negatywnego stosunku Donalda Trumpa do Chin, sami Chińczycy są dla amerykańskiego prezydenta pełni podziwu. Traktowanie Pekinu jako głównego przeciwnika jest ich zdaniem logicznym postępowaniem - sami uważają się za równoważnego rywala USA.
Silna Unia jest korzystna dla Stanów. Uczestnicy panelu zgodzili się w tym punkcie, ale przedstawili odmienne wizje „silnej Unii”. Dla David-Wilp Europie brakuje przywództwa, które pozwoliłoby wspólnocie na nowo zbudować swoją pozycję po brexicie. Garcia Herrero argumentowała z kolei, że silne przywództwo wcale nie musi być korzystne dla obywateli, co pokazują przykłady państw autorytarnych. Atutem Unii są zaś jej instytucje, a także polityki dotyczące ochrony prywatności czy środowiska. Barber zauważył, że strategia Unii w polityce sąsiedztwa jest nieskuteczna, szczególnie w porównaniu z Rosją czy Turcją. Te państwa nie boją się wykorzystywać niestabilności do swoich celów, co pozwala im powiększać wpływy m.in. na Bałkanach.
Europa jest podzielona w sprawie Rosji. Barber zasugerował, że wizerunek prezydenta Władimira Putina w poszczególnych państwach członkowskich Unii zdeterminowany jest w dużym stopniu geografią. Portugalia będzie więc bardziej chętna do poprawy stosunków z Moskwą niż Estonia, dla której Rosja jest bezpośrednim zagrożeniem. Zdaniem David-Wilp w Stanach Zjednoczonych panuje ponadpartyjna zgoda, że Rosja próbowała wpłynąć na wynik wyborów, jednak istnieją różnice co do strategii działania wobec Putina. Garcia Herrero stwierdziła, że wizerunek Rosji jest zupełnie inny w Azji. Na przykład Chiny nie uważają Rosji za zagrożenie ze względu na swoją przewagę gospodarczą i uzależnienie ekonomiczne Moskwy od Pekinu. Dla przedstawicielki Bruegla może być to argumentem za przyjęciem propozycji prezydenta Francji Emmanuela Macrona, aby nawiązać współpracę z Rosją przeciwko Chinom.