ODPORNOŚĆ

Spokój kontra bezpieczeństwo.
Jak bronić średniego kraju w erze (nie)pokoju

Bezpieczeństwo to system prawdopodobnie najbardziej skomplikowany ze wszystkich, jakie buduje i jakimi zarządza państwo. Uświadomienie tego sobie pomoże odróżniać wizerunkowe sukcesy i silne hasła od rzeczywistej zmiany na lepsze.

TEKST/

ILUSTRACJE/ TYMEK JEZIERSKI

REDAKCJA/ WOJCIECH SZACKI

02
Ilustracja

Dlaczego znana nam wszystkim, choć trudno mierzalna kategoria „świętego spokoju” bywa synonimem osobistego szczęścia i narodowego sukcesu? Bo bezpieczeństwo jest kosztowniejsze, trudniejsze i bardziej wymagające. Ale tylko ono gwarantuje spokój w chwilach zagrożenia.

Dlaczego bezpieczeństwo jest najważniejsze? Bo bez niego wszystko inne jest niepewne, zagrożone, a w najgorszym razie może być unicestwione. Bezpieczeństwo to warunek podstawowy wszelkiego rozwoju, w świecie stabilnym, którym nie rządzi nieustanna walka o przetrwanie. To gwarancja utrzymania osiągnięć dotychczasowych pokoleń i podstawa pomyślności przyszłych. Ale obecnie – gdy podstawy światowej stabilności są co chwila naruszane, a walka staje się nową normą – nasze miejsce na ziemi przestało być spokojne, a może być zagrożone.

Czym w tej sytuacji jest bezpieczeństwo, co je daje i jak je utrzymać? Podstawowy kłopot z odpowiedzią na to pytanie jest taki, że bezpieczeństwo, podobnie jak jego przeciwieństwo – zagrożenie, jest bardziej wyczuwalne niż mierzalne, tkwi bardziej w głowach i sercach niż w liczbach i wskaźnikach. Emocje coraz częściej bazują na obrazach. Dlatego pokazuje się nam żołnierzy, sprzęt, zapory graniczne czy przechwycenia samolotów zbliżających się do naszych granic z podejrzanymi intencjami. Odstraszanie skierowane na zewnątrz łączy się w ten sposób z upewnianiem społeczeństwa na wewnętrzny użytek. Rosnąca liczba wojska, tysiące pojazdów przybywających z trzech stron świata, tony metalu w sprzęcie, betonu w bunkrach i zaporach, wysokoenergetycznych substancji wybuchowych w amunicji – wszystko to ma budować poczucie bezpieczeństwa. Ale wojsko i instalacje militarne to tylko ułamek siły i pewności siebie oraz gwarancji wsparcia od innych w potrzebie, które składają się na bezpieczeństwo państwa i społeczeństwa.

Bezpieczeństwo pilnie kupię

Siły zaczęliśmy nabierać dopiero niedawno. Najbardziej widoczny jest postęp w siłach zbrojnych, choć rodzaj wyzwania sprawia, że pokonaliśmy ledwie kilka kilometrów w maratonie odbudowy zdolności do obrony w konflikcie o dużej skali i dużej intensywności. Kilka lat trwa odwracanie trendu z poprzednich kilku dekad, bo nigdy po odrzuceniu komunizmu i wejściu do demokratycznej wspólnoty Zachodu nie było konieczności szybkiego nadrabiania zaległości obronnych. Redukcja ofensywnie skonfigurowanych i nieźle wówczas wyposażonych wojsk PRL trwała 10 lat, potem dostosowaliśmy armię do misji na Bliskim Wschodzie u boku USA i zachodnich koalicjantów, wreszcie ją uzawodowiliśmy. Odejście od powszechnego, przymusowego poboru korespondowało z likwidacją resztek militarnego przygotowania społeczeństwa, postrzeganego jako niechciany relikt minionej epoki. Szkolenia rezerwy niemal ustały, szkolne lekcje przygotowania obronnego przekształcono w coś nieokreślonego, o schronach i znaczeniu alarmów w miastach całkiem zapomniano. Jednocześnie prywatyzowaliśmy rozbudowany przemysł lotniczy i redukowaliśmy ten zbrojeniowy (łącznie z porzuceniem rynków eksportowych), bo nikomu do niczego nie miały być potrzebne.

Rafał Milach / Magnum Photos
Najbardziej widoczny jest postęp w siłach zbrojnych, choć rodzaj wyzwania sprawia, że pokonaliśmy ledwie kilka kilometrów w maratonie odbudowy zdolności do obrony w konflikcie o dużej skali i dużej intensywności.

Rok 2014 i pierwsza inwazja Rosji na Ukrainę wywołała tylko lekki zwrot. NATO zaczęło poważniej myśleć o obronie wschodu, a w Polsce powstały wojska obrony terytorialnej i zaczęły się inwestycje poważne, choć na niewielką skalę. Do obiegu weszło pojęcie modernizacji ambitnej, lecz homeopatycznej lub wyspowej. Przygotowywaliśmy się na wojnę nowoczesną, ale krótką i bezkrwawą, nie będąc gotowymi na to, co nadeszło w lutym 2022 r. Szokiem dla wszystkich okazało się połączenie szybkiego manewru z uporczywą walką w okopach, z których zamiast karabinami maszynowymi obie strony dziesiątkują się dronami. Jakość zachodniej technologii miała ogromne znaczenie, gdy zatrzymała inwazję w sowieckim stylu i na sowieckim sprzęcie. Ale z czasem ilość – sprzętu, ludzi i zasobów – dała dowód, że jest jakością samą w sobie.

Przekonanie o małej, zwinnej, supernowoczesnej i przez to skutecznej armii runęło w kilka miesięcy. Ten szok zaczęliśmy zasypywać pieniędzmi i planami ich wydawania, wyciągniętymi pospiesznie z zakurzonych szuflad, bez głębszej aktualizacji, strategicznej koordynacji ani próby przewidzenia, jak dynamicznie zmieniać się mogą reguły gry na polu walki nowej generacji. Hasło 300-tysięcznej, „najsilniejszej armii w Europie”, z tysiącami czołgów, dział i wyrzutni rakiet, stało się kotwicą polskiego bezpieczeństwa. Prawda – nie było czasu. Ale nie było też namysłu, jak nagle uruchomione pieniądze wykorzystać do podniesienia bezpieczeństwa w szerszym wymiarze, poza hurtowym kupowaniem sprzętu. Staliśmy się więc mistrzami Europy w zakupach, nieczytającymi drobnego druku na paragonie, że „sklep z uzbrojeniem nie wydaje gwarancji bezpieczeństwa”.

System nie pozuje do zdjęć

Przekonaliśmy się za to, że cała reszta jest dużo trudniejsza i więcej kosztuje – jeśli nie pieniędzy, to wysiłku organizacyjnego i mozolnej współpracy, porozumienia między ośrodkami władzy i dialogu władzy z obywatelami, odważnej myśli, ale i realistycznych koncepcji, szybko przekładanych na decyzje i czyny. Praca u podstaw fundamentu narodowego bezpieczeństwa okazała się niewdzięczna, bo często niewidoczna, gdy symbolem bezpieczeństwa stało się zdjęcie polityka na tle czołgu, samolotu, ewentualnie stalowej zapory. Tyle że nawet w zakresie zdolności wojskowych sprzęt i infrastruktura to zaledwie dwa elementy tak trudnych „rozwiązań systemowych”.

Bezpieczeństwo to system prawdopodobnie najbardziej skomplikowany ze wszystkich, jakie buduje i jakimi zarządza państwo. Mało który jest tak horyzontalny i wymaga pokonania tylu barier między silosami administracji, trwalszych niż niejedna zapora przeciwczołgowa. Bezpieczeństwo trzeba budować jednocześnie od góry, od dołu i w środku tkanki społeczno-gospodarczej państwa. Podobnie jak wcześniej modernizacja wojska, proces ten ma dziś charakter homeopatyczny i wyspowy. Uświadomienie tego nam samym, jako obywatelom, wyborcom i podatnikom, oraz wszystkim uczestnikom wielowarstwowego systemu bezpieczeństwa pomoże odróżniać wizerunkowe sukcesy i silne hasła od rzeczywistej zmiany na lepsze.

Bezpieczeństwo trzeba budować jednocześnie od góry, od dołu i w środku tkanki społeczno-gospodarczej państwa.

Najważniejsza inwestycja państwa

Jak przebudować państwo, by było bezpieczniej? Patrząc na system od góry, najważniejsza wydaje się strategia bezpieczeństwa państwa. Nie chodzi tylko o formalny dokument rządowy i zatwierdzany przez prezydenta, czyli „Strategię bezpieczeństwa narodowego”, którą przydałoby się odświeżyć. Ta obowiązująca pochodzi z 2020 r., a więc sprzed wielkiej wojny w Europie i wielkiej niepewności na świecie. Strategii państwowej wymaga, zwłaszcza w obecnych czasach, systemowe podejście do bezpieczeństwa, uwzględniające jego aspekty militarne, cywilne, obywatelskie, infrastrukturalne, gospodarcze, przemysłowe i kognitywne, w tym w zakresie wpływu cyfrowych platform dystrybucji treści. To, że wpisy krążą w internecie szybciej niż rakiety, jest oczywistością, tak samo jak ich zasięg rażenia.

O ile jednak tarcza antyrakietowa pozytywnie przemawia do powszechnej wyobraźni, o tyle tarcza przed dezinformacją kojarzy się raczej z cenzurą, czyli źle. Tymczasem wrogo nastawione mocarstwa i bloki mają w swoich strategiach i doktrynach kreowanie niepewności, nieufności i wzajemnej wrogości u przeciwników – czyli u nas – za pomocą cyfrowej artylerii, długo zanim rozpoczną realną wymianę ognia. Po wojskowemu nazywa się to kształtowaniem pola walki i dlatego nie ma powodu, by nie inwestować w obronę przed nim, skoro bez mrugnięcia okiem akceptujemy konieczność stworzenia antyrakietowej tarczy i przeciwczołgowych zapór.

Czas wojenny wymaga wielu innych dostosowań do wojennych realiów, które mogą nadejść z dnia na dzień i wcale nie są komfortowe. Strategia nie uchroni nas przed ich bezpośrednimi następstwami, ale pomoże iść w wybranym przez nas kierunku, a nie tylko reagować na działania innych. Kto wie, może pewnego dnia jej realizacja narzuciłaby innym nasze zdanie, pokazała, że oprócz sił i środków mamy wizję i wolę ich użycia?

Sferą zewnętrzną strategii bezpieczeństwa są nasze sojusze: NATO w wymiarze wojskowym i Unia Europejska w szerszym, ostatnio też zmierzającym ku obronnemu. Nasz wpływ na nie jest ograniczony, mimo statystycznej pozycji lidera wydatków i zgłaszanego akcesu do grona decydentów. Oba układy są przesiąknięte idącą w dekady tradycją i wewnętrznymi powiązaniami, do których Polsce wciąż daleko. Wyrąbywanie sobie pozycji i wpływu na stosunki Zachodu ze Wschodem to zadanie na najbliższe lata, które podjąć trzeba w koalicji regionalnej, skoro mienimy się regionalnym liderem. Region Bałtycki, wokół „naszego” morza, i bardziej zróżnicowana wschodnia flanka, rozciągnięta od Finlandii po Grecję, oraz ogarnięta nadal wojną Ukraina to polskie kierunki oddziaływania, bez których nasze bezpieczeństwo nie ma szans. Ale wymaga to gry w różnych tonacjach na wielu fortepianach. To, że w czasie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej udało się stworzyć mechanizmy lepszego finansowania zbrojeń i infrastruktury, nie znaczy, że stało się to tylko dzięki tej prezydencji. Ale wspólny ton udało się narzucić, a inni go podchwycili. Po decyzjach szczytu NATO o podwyższeniu wydatków obronnych w państwach Sojuszu Polska powinna zrobić wszystko, by obie melodie brzmiały unisono i wzajemnie się wzmacniały. Nie da się tego zrobić bez dopuszczenia do głosu amerykańskich partnerów.

Rafał Milach / Magnum Photos
Sferą zewnętrzną strategii bezpieczeństwa są nasze sojusze: NATO w wymiarze wojskowym i Unia Europejska w szerszym, ostatnio też zmierzającym ku obronnemu.

Rozplątać sieć

W środku systemu bezpieczeństwa jest tyle elementów i tyle interakcji między nimi, że aż trudno się połapać. Dlatego właśnie potrzebna jest nowa struktura. Ponieważ państwo działa poprzez prawo i procedury, to one są najważniejsze – i możliwe do skonstruowania, gdy wciąż mamy czas i bomby nie lecą nam na głowy. Na szczytach władzy trzeba powołać organ podobny do rady bezpieczeństwa państwowego, inny niż wyłącznie konsultacyjna Rada Bezpieczeństwa Narodowego, bo decyzyjny, łączący na stałe rząd z prezydentem i parlamentem. To może wymagać zmiany konstytucji, co przy okazji powinno wygładzić kanty współpracy organów odpowiedzialnych za obronę kraju: Rady Ministrów i Prezydenta RP oraz podległych im w różnych sytuacjach sił zbrojnych. Strategii bezpieczeństwa powinien towarzyszyć przegląd prawa, podobny w intencji do deregulacji, a zmierzający do usprawnienia zarządzania kryzysowego i wojennego. Zadanie to będzie mamucie – wzajemnie nakładających się ustaw i aktów niższego rzędu jest legion – ale jest konieczne, by powstały w czasach pokoju system dopasować do obecnego czasu (nie)pokoju.

Dobrym przykładem obszaru wymagającego zmian w kierunku uproszczenia strukturalnego, efektywności i przejrzystości jest to, kto i w jakim zakresie odpowiada w Polsce za przemysł obronny. Automatycznie kojarzone ze zbrojeniami Ministerstwo Obrony Narodowej okazuje się wyłącznie klientem, który może zamawiać jego produkty albo szukać alternatyw z importu. Obowiązki właściciela zbrojeniówki pełni Ministerstwo Aktywów Państwowych, ponieważ jednak ma niewielki kapitał, strategie rozwojowe Polskiej Grupy Zbrojeniowej musi uzależniać od zamówień z MON (cenną zmianą są uruchomione niedawno dotacje na fabryki amunicji z Funduszu Inwestycji Kapitałowych). Sama PGZ to nie jednolita firma, a grupa kapitałowa, która stara się pogłębiać integrację i wdrażać jedną strategię kilkudziesięciu podmiotów.

Nad sektorem państwowym i prywatnym czuwa Ministerstwo Rozwoju i Technologii, gdzie powstać ma w tym roku dopiero pierwsza strategia przemysłowa. Coraz ważniejsze miejsce zajmuje Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej, dystrybuujące pieniądze z krajowego planu odbudowy i nowych mechanizmów unijnych, jak SAFE. Wreszcie Ministerstwo Nauki, bo podlega mu Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, czołowa placówka dystrybucji grantów na badania i rozwój, z niemałym portfolio bezpieczeństwa i obrony. Warto byłoby powołać ministerstwo przemysłu obronnego zamiast wielu departamentów, które nie zawsze pełnią przewodnią funkcję w kluczowych resortach i których współpraca jest trudna do skoordynowania.

Edukacja, głupcze

Na dole systemu bezpieczeństwa, jak to zwykle bywa, kluczem jest edukacja. Nie tylko szkolna i uczelniana, ale trwająca dla każdego z nas całe życie. Dziś wydaje się oczywiste, że państwo powinno w niej pomagać. Nie wystarczą jednak ani „poradnik na czas kryzysu i wojny” do pobrania ze strony Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, ani jednodniowe szkolenia w bazach wojskowych, ani wzmianki o plecaku ewakuacyjnym od wicepremiera i ministra obrony narodowej.

Koncept obrony powszechnej (totalna źle się kojarzy), stworzony w Finlandii i krajach skandynawskich, powinien być wdrożony do polskiego systemu edukacyjnego i budować świadomość społeczną. Szkoły wszelkich szczebli, władze lokalne i regionalne, instytucje kultury i życia obywatelskiego, przedsiębiorstwa – wszyscy powinni w jakiś sposób uczestniczyć w systemie bezpieczeństwa narodowego i się do niego dokładać. To jego największe wyzwanie, bo skala zadań onieśmiela. Wojskowe klasy i „wakacje z wojskiem” to za mało. Strzelnica w każdej gminie czy powiecie – nawet broń w każdym domu – też nie jest rozwiązaniem systemowym. Plecaki ucieczkowe z sieci handlowych to komercjalizacja strachu, a nie długofalowy zysk dla bezpieczeństwa. Efektem oczekiwanym byłoby to, gdyby po odpowiedniej edukacji, świadomy swojej roli w systemie obywatel mógł go aktywnie wspomóc, ale również umiał korzystać ze wsparcia państwa.

Bezpieczeństwo narodowe nie jest transakcją z góry na dół, po opłaceniu daniny podatkowej. Musi być zobowiązaniem, wręcz codzienną rutyną, idącą z dołu do góry, od obywateli i mieszkańców kraju (również migrantów) na rzecz jego ochrony i obrony. I ta świadomość, niekoniecznie najwygodniejsza dla władzy czy dla obywateli, powinna być podstawą narodowej edukacji dla bezpieczeństwa. I wspólnego niesienia ich ciężaru.

Bezprecedensowego sukcesu Polski ostatnich 30 lat nie wolno zmarnować brakiem rozmowy o jego zabezpieczeniu, ochronie i obronie, z udziałem każdego z nas, twórców i beneficjentów tego sukcesu.

Odpowiedzialność jest nas wszystkich

Obrona wymaga przede wszystkim odwagi, ale też poświęcenia. Bezpieczeństwo w skali państwa wymaga jednak czegoś więcej, bo szczerości i działania, gdy poświęcać trzeba mniej niż krew i życie. Ludziom trzeba zawczasu mówić, jak jest, jak nie jest, co trzeba robić, by było, jak ma być, i czego od nich będzie się wymagać, gdy nadejdzie godzina próby. Takiej dyskusji od lat unikamy jako państwo i społeczeństwo, głównie z winy władz, zmieniających się w partyjnej sztafecie, ale zgodnie unikających szczerości.

Propagandowe obrazki i hasła nie zastąpią rzetelnej diagnozy i planu naprawy, o czym historia mówiła nam nieraz boleśnie, a czasem ze wstydem. Bezprecedensowego sukcesu Polski ostatnich 30 lat nie wolno zmarnować brakiem rozmowy o jego zabezpieczeniu, ochronie i obronie, z udziałem każdego z nas, twórców i beneficjentów tego sukcesu. Nie jest wykluczone, że znów usłyszymy złowrogi komunikat: „A więc wojna. Całe nasze życie, publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory.

Wszyscy jesteśmy żołnierzami”. Musimy wiedzieć, co to oznacza. By zagrożenie nas nie sparaliżowało, musimy wymagać od władz strategii przygotowań, planu działania, podziału obowiązków i kosztów, a sami przyczynić się do jego wdrożenia. Nie da się tego zrobić ani w obecnej kadencji, ani w kolejnej. Żaden kraj nie jest całkiem gotowy na wojnę, nawet gdy do niej zmierza. Ale może być do niej przygotowany lepiej i bardziej, z każdym tygodniem, miesiącem i rokiem. Byle tylko była to jego strategia, taktyka i praktyka.

Zawarte w tej publikacji teksty i podcasty mają charakter autorski, a przedstawione tezy są opiniami ich autorów i autorek i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Fundacji PKO Banku polskiego.

„Ćwiczenia z przyszłości” to cykl esejów i podcastów przygotowany przez Politykę Insight we współpracy Z Fundacją PKO Banku Polskiego z okazji jej 15 urodzin. Dziewięć esejów, dziewięć podcastów i dziewięć wizji Polski możliwej. Od edukacji po transformację energetyczną, od bezpieczeństwa po kulturę. Zaproszeni przez nas eksperci i ekspertki kreślą konkretne scenariusze rozwoju naszego kraju i wyobrażają sobie Polskę, która może zaistnieć, a tematy naszych dyskusji związane są kluczowymi obszarami działalności Fundacji PKO Banku Polskiego.